Nie, nie lubimy już pączków twardych jak kamień, nie biczujemy się w Wielkim Poście, za to depilujemy pachy i szukamy przodków. 210 lat po śmierci Jędrzeja Kitowicza polscy socjolodzy piszą nowy "Opis obyczajów"
Ksiądz omnibus
Ponieważ Jędrzej Kitowicz urodził się w 1727 roku (albo rok później), a zmarł w 1804 roku, pamiętał czasy saskie, stanisławowskie, konfederację barską, insurekcję i trzy rozbiory. Proces politycznego rozkładu Rzeczpospolitej zachodził na jego oczach. Wszystko to opisał w "Pamiętnikach, czyli Historii Polski", ale znany jest przede wszystkim z "Opisu obyczajów za panowania Augusta III", który do dziś stanowi nieocenione źródło wiedzy nie tylko dla historyków - przed Kitowiczem chylą czoła także socjologowie i etnografowie.
Autor opisywał to, czego sam doświadczył, a miał właściwie przekrój przez wszystkie stany: urodził się prawdopodobnie w rodzinie mieszczańskiej, karierę urzędniczą robił na dworach świeckich i biskupich, poznał wojsko od środka w czasie konfederacji barskiej, a gdy przyjął święcenia, dostał parafię Rzeczycy - na tej podstawie zamierzał dokładnie spisać obyczaje chłopskie, ale już nie zdążył.
Rozmowa z prof. Beatą Łaciak, socjolożką obyczajów z Uniwersytetu Warszawskiego
Milena Rachid Chehab: Które z naszych obyczajów zdziwiłyby Jędrzeja Kitowicza?
prof. Beata Łaciak: Na pewno redukcja zakonów. W "Opisie obyczajów" poświęcił im kilka rozdziałów, bo w XVIII w. to była znacząca część społeczeństwa - dziś nie mamy już świadomości, jak istotne były zakony w kulturze europejskiej przez całe stulecia. Wielu ludzi wstępowało do nich na jakimś etapie życia, a popularność zakonów jako drogi życia zwiększała reguła niedziału - gospodarstwo dziedziczył najstarszy syn, a reszta musiała szukać szczęścia gdzie indziej. Nie bez powodu tak wiele znaczących postaci w naszej historii to zakonnicy.
Myślę, że XVIII-wiecznego historyka zaskoczyłaby również armia - mało spektakularna i mało obecna w życiu publicznym.
Może to dlatego, że służba wojskowa nie jest już obowiązkowa.
- Nie tylko. Kiedyś - zwłaszcza w II RP - pozycja wojskowych była zupełnie inna, mundur był prestiżem, a teraz właściwie nie pamiętam, kiedy ostatni raz widziałam na ulicy człowieka w mundurze.
Zadziwiłoby go przemieszanie stanów w społeczeństwie, a sporym szokiem byłby nasz stół - to, co się jada i jak się jada. Trudno byłoby mu zrozumieć, że ludzie dbają o dietę, nie do pomyślenia byłoby też, że nie pijemy mocnych trunków do wszystkich posiłków. Zaskoczyłby go też pewnie poziom naszego świętowania, a raczej nieświętowania. Bo wiele świąt zanikło lub trwa w okrojonej wersji.
Co powiedziałby na nasz Wielki Post?
- Byłby rozczarowany. Droga krzyżowa tak niewinna. Żadnych biczujących się kapników ani ludzi leżących krzyżem.
Jego "Opis obyczajów za panowania Augusta III" powstawał niejako po godzinach.
- Kitowicz całe życie był urzędnikiem na dworach świeckich i biskupich, walczył też w konfederatach barskich. Potem został księdzem. Dostał parafię w Rzeczycy, między Warszawą a Opocznem. Tam miał sporo czasu na pisanie. W "Opisie obyczajów" chciał zawrzeć obraz wszystkich stanów społecznych. Tylko na dokładne opisanie chłopów nie starczyło mu czasu. Jego książka to gigantyczna praca nad szczegółowym opisem zakonów, urzędów, obyczajów, wojskowych, szkół, wychowania dzieci, więziennictwa, honorów i odznaczeń, a także życia codziennego szlachty, ze strojami, powozami czy urządzeniem domu włącznie. Spora część dotyczy drobiazgowego opisu świąt, a pojedyncze strony poświęcone są nawet wydalaniu. W ogóle styl pisania jest tu dość naturalistyczny.
Da się to dzisiaj czytać?
- To świetna literacko, pasjonująca lektura. Że zrozumiała również dziś, świadczy przeniesienie jej fragmentów parę lat temu na scenę przez Mikołaja Grabowskiego. Inna sprawa, że reżyser skupił się na barwnym opisie pijaństwa, czyli polskiej przypadłości, która wciąż ma się dobrze.
Jak piło się za Kitowicza?
- Dużo. Kitowicz zwraca też uwagę na picie kobiet. Stawia tezę, że tylko zachwycenie się kawą uratowało polskie szlachcianki przed totalnym stoczeniem się, bo do ok. XVII wieku to one głównie miały dostęp do mocniejszych trunków, które traktowane były wtedy jako lekarstwo. Na wszystkie choroby, migreny i inne bóle kieliszeczek zawsze był najlepszy.
Już wtedy Kitowicz narzekał na postępujący upadek obyczajów.
- Rzeczywiście, wieszczył upadek kultury związany z poluzowaniem reguł. Z przyganą pisał o nowych zwyczajach, wytykał dziwactwo, jakim dla niego było jadanie z oddzielnych talerzy albo upadek komitywy związanej z piciem z jednego naczynia i jedynie wycieraniem go po każdym pijącym. Denerwowało go, że teraz każdy życzy sobie oddzielnego kielicha.
Jeden z zabawniejszych fragmentów "Opisu" to zachwyty nad polską kuchnią, którą jednak zepsuła francuszczyzna. Bo jak przyzwyczajono się już do "francuskiego gustu", to wiele rzeczy przestało ludziom smakować. Kiedyś nawet zielone, trzytygodniowe masło się jadało, a teraz już tylko świeże. Również dobry staropolski pączek to według Kitowicza taki, że jeśli się nim uderzyło, można było "oko zasiniaczyć".
Jak postanowiliście obejść 210. rocznicę śmierci Kitowicza?
- Zaprosiliśmy na UW specjalistów od socjologii obyczajów, by opowiedzieli, jak do czasów Kitowicza ma się dzisiejsza rzeczywistość - o zmieniającej się pozycji księdza w społeczeństwie, o nagości, sztuce autoprezentacji, ostentacji i glamouryzacji, o życiu wojskowym czy pobożnych zwyczajach w przestrzeni miejskiej, takich jak procesje w Boże Ciało czy święcenie koszyczków w Wielką Sobotę.
Zwróciłam uwagę na opis czasu wolnego polskiej klasy wyższej. Także dlatego, że od niedawna, po kilku dekadach wspólnego mieszkania na jednym osiedlu czy w jednym bloku, klasy społeczne znowu przestają się mieszać.
- Nawet w mniejszych miastach są już całe dzielnice lokalnej elity. I właściwie w każdym badaniu okazuje się, że mają one jakąś lokalną pogardliwą nazwę, sugerującą nowobogactwo czy nieuczciwość, takie jak "Chamówek" czy "ONZ", czyli Osiedle Niezłapanych Złodziei.
Uderzające, że pewne elementy stylu życia i spędzania wolnego czasu postrzegane są w tych środowiskach jako rodzaj przymusu. Na pytania o korzystanie z kultury wysokiej wielu ludzi wykręca się brakiem czasu. Ale prawie wszyscy uprawiają jakiś sport i lubią o tym mówić. Najczęściej jest to zresztą sport luksusowy, którym można się pochwalić. Im wyższa klasa, tym bardziej rodzaj spędzania wolnego czasu jest elementem budującym prestiż.
Pani specjalizuje się w świętowaniu. W książce "Obyczajowość polska czasu transformacji" analizowała pani kulturową walkę postu z karnawałem.
- Ów post - który sam w sobie nie jest przecież niczym złym - jest w polskiej kulturze widoczny bardziej ze względu na silny konserwatyzm łączący się z religią katolicką. W kategoriach walki karnawału z postem można też u nas spojrzeć i na działania wokół zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej, i na manify blokowane przez nacjonalistyczne antymanify, i na obchody święta niepodległości. A także na postulat równości kobiet i mężczyzn, który napotkał dość niespodziewaną kontrofensywę w postaci walki z gender. Za każdym razem jest to starcie tego, co cielesne, liberalne czy zmysłowe z rygoryzmem, konserwatyzmem, surowością obyczajów.
Sama koncepcja karnawalizacji kultury to pomysł nienowy.
- Michaił Bachtin pisał o niej już dawno temu. W Polsce obserwowana jest przez antropologów od połowy lat 90. Podobnie jak u Bachtina rozumiana jest jako dominacja zmysłowości, spektakularności, a także liberalizacji obyczajów i postaw, czyli zacieraniu reguł. Jednym z pierwszych przejawów karnawalizacji były kampanie wyborcze.
Konferencja Kitowiczowska to część projektu badawczego o polskich obyczajach na początku XXI wieku.
- W przeciwieństwie do dużych badań opinii publicznej, badamy obrzeża, małe grupy ludzi o specyficznym stylu życia czy pasji, bo to forpoczty zmian obyczajowych. Analizując np. fora internetowe, badaliśmy hodowców zwierząt domowych, blogi podróżnicze i kulinarne czy fora gromadzące "Aniołkowe Mamy".
"Aniołkowe Mamy"?
- Gdy śmierć jest wypierana z życia publicznego, tę lukę swoiście wypełnia internet. Pojawiają się tam nie tylko instytucje, w których szczegółowo można zaplanować swój pogrzeb, ale też wirtualne cmentarze, gdzie można przeżyć żałobę. Jedną z grup ułatwiających przeżycie żałoby jest właśnie forum kobiet, które łączy strata dziecka.
A co z typowymi dla antropologów badaniami w terenie?
- Są, w czterech miejscach: Chełmnie, Warszawie, Kielcach i gminie wiejskiej Przemyśl. Ich przekrojowość polega również na tym, że leżą na osi przecinającej Polskę. Mnie interesuje podejście do tradycji w rodzinie i pielęgnowania jej historii, pamiątek, przekazów. Zobaczyłam, jak duża jest potrzeba znajomości własnych korzeni, jak wiele osób tworzy własne drzewa genealogiczne, choć wymaga to nierzadko podróży po Polsce i Europie.
Ciekawie zapowiada się również badanie dotyczące intymności i cielesności. Gdy studenci, którzy jeżdżą z nami na obozy badawcze, dowiadywali się, że mają zapytać ludzi, co w swoim ciele akceptują, a czego nie, byli pewni, że nikt nie będzie chciał z nimi rozmawiać. Tymczasem nawet słabo wykształcone starsze panie otwarcie mówiły o tym, jak odczuwają zmiany związane ze starzeniem się ciała. Ta ich otwartość jest odzwierciedleniem zmian w naszym społeczeństwie.
Od kogo uczymy się nowych obyczajów?
- Z mediów, w tym z polskich seriali. W 2000 r. uczestnicy moich badań mówili czasem, że to z nich uczą się nie tylko rozmowy, relacji z bliskimi, rozmawiania o różnych rzeczach z dziećmi, ale też tego, jak ładnie zastawić stół, i że kawy nie podaje się w szklankach. Nie sądziłam, że przeciętny widz zwraca na takie szczegóły uwagę. Kiedyś, w połowie lat 90., na małomiasteczkowym weselu zauważyłam, że każda kobieta w sukni z odsłoniętymi ramionami miała wydepilowane pachy. Jeszcze kilkanaście lat wcześniej była to rzadka praktyka.
Jako badaczka obyczajów pewnie często słyszy pani, że zajmuje się pani czymś, co przecież wszyscy wiedzą?
- O postawach czy obyczajach myślimy często w kategoriach bliskich naszemu środowisku. Rzadko mamy kontakty, które pokazują społeczny przekrój. My staramy się wychodzić poza to, co każdy wie, szukać różnych źródeł i łączyć to ze sobą. Wtedy obraz nie jest już taki jednoznaczny.
Przykład: gdy pytaliśmy, czy niedziela różni się od dnia powszedniego, zaskoczyło nas, jak duże są różnice między Warszawą a małym miastem, nie tylko w świętowaniu religijnym. W dużym mieście to dzień przeznaczony na relaks i luz, w małym - to dzień wystrojenia się, odświętnego obiadu rodzinnego. W małych miastach jest także więcej przekonania, że wszelkie zmiany to degrengolada.
Zaskoczyło mnie jednak, że choć w potocznym wyobrażeniu widzimy małe miasto jako środowisko religijne, słuchające księdza i żyjące zgodnie z regułami, to nawet jeśli ludzie reagowali na akcje dobroczynne głoszone z ambony, silniej ujawniał się u nich antyklerykalizm - czasem z deklaracją "chodzę do kościoła, ale...". Dopóki się nie zrobi dokładnych badań, takich trendów często nie widać.
*prof. Beata Łaciak - socjolożka pracująca w Katedrze Socjologii Obyczajów i Prawa w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. Organizatorka wczorajszej konferencji "Polskie obyczaje 210 lat po Kitowiczu", z której wkrótce ukaże się książka.
Źródło: Gazeta Wyborcza
Fundacja
Centrum ks. Jędrzeja Kitowicza
97-220 Rzeczyca,
ul. ks. Jędrzeja Kitowicza 17
tel.: (+48) 44 710 51 25
e-mail: fundacja@kitowicz.pl
KRS: 0000623207
Konto bankowe:
Bank Pekao SA
03 1240 1545 1111 0010 7455 6473