Rzeczyca Nie w Warszawie, nie w Krakowie, nawet nie w Opocznie, Tomaszowie czy Inowłodzu, ale w Rzeczycy rozpoczyna się historia niezwykłego teatralnego wydarzenia. Wielki teatr zaczął się tu dwa wieki temu, dzięki proboszczowi rzeczyckiemu i historykowi czasów saskich Jędrzejowi Kitowiczowi. Dzięki niemu powstała seria teatralnych przedsięwzięć opartych na „Opisie obyczajów” według jego pióra. Dwa pierwsze za sprawą proboszcza Kitowicza. Trzecie ma w autorstwie obecnego proboszcza, Henryka Linarcika, a także gospodarza gminy wójta Marka Pałasza i Antoniego Sochę, animatora kultury w rzeczyckiej gminie.

Widawa, którą Mikołaj Grabowski przywołuje w pierwszym wersie sztuki, nie musi być Widawą rzeczywistą. Może być każdym miejscem w Polsce. I tak odebrano w remizie rzeczyckiej ten tekst.

Teatr przybył do Rzeczycy po raz drugi. Powodem pierwszego pobytu była rocznica śmierci rzeczyckiego proboszcza sprzed dwóch wieków, dziejopisa saskiej epoki, Jędrzeja Kitowicza. Najsławniejszego mieszkańca Rzeczycy. Wtedy, w 2004 roku, Grabowscy z Teatrem Starym zagrali na finał pierwszy „Opis obyczajów”, zaproszeni przez gminę, ale zwłaszcza obecnego proboszcza Henryka Lenarcika, który z teatrem, filmem, literaturą i kulturą utrzymuje silne kontakty. Był to najważniejszy punkt programu obchodów kitowiczowskiej rocznicy i wielu rzeczycan doskonale go pamięta.

Nie zapomniał tego wydarzenia Mikołaj Grabowski, reżyser teatralny, aktor. - Teksty Kitowicza - mówi - mimo że sprzed dwustu lat, nie straciły na aktualności. Możemy się w nich odnaleźć bez żadnego problemu. Taką mają moc.

18 marca będzie datą pamiętną dla mieszkańców Rzeczycy i okolicy, bo przyszło im uczestniczyć w wydarzeniu kulturalnym, które, bez żadnej wątpliwości, zapisane zostanie w annałach polskiej kultury teatralnej.

Okolica Tomaszowa zna takie przypadki. Jan Jakub Kolski w 1998 roku w remizie strażackiej w Popielawach wyznaczył ogólnopolską premierę swojego filmu o historii kina w tej miejscowości. Tym razem remiza rzeczycka stała się kotwicą historii starszej, ale pamiętanej, przekazywanej z pokolenia na pokolenie. Na tyle pamiętnej i pamiętanej, że publiczność łatwo znajdowała wspólny język z tekstem podawanym przez aktorów. - To rzecz niezwykła - mówił Grabowski - śmiem twierdzić, że to duch Kitowicza unosi się w tej sali i i ułatwia nam kontakt. Już żałuję, że nie będzie takiej atmosfery w innych miejscach, gdzie będziemy grali tę sztukę.

18 marca całkiem nowy teatr, powołany do życia przez znanego aktora Tomasza Karolaka, po trwających czas jakiś przygotowaniach, odbył otwartą próbę generalną sztuki „O północy przybyłem do Widawy, czyli Opis obyczajów III” wg Jędrzeja Kitowicza. Próba była otwarta dla rzeczycan, bo ksiądz Kitowicz tu żył, tworzył i umarł. - Należało się po prostu rzeczycanom - stwierdzili członkowie trupy aktorskiej. I spektakl, bo tak właśnie odebrano próbę, spełnił oczekiwania. Zarówno widzów, jak i aktorów. - Nie przypuszczałem nawet, że ten nasz teatr tak „zadzieje się” w tym miejscu i w tej atmosferze. To coś niebywałego dla naszego środowiska.

Niebywały był też finał próby. Widownia z aktorami zaczęli się bratać. Zdjęcia z aktorami na pamiątkę szły w serie. Objawili się niespodziewani uczestnicy spektaklu, tacy jak np. Weronika Ołena Marczuk-Pazura.

- Próba generalna jest zawsze próbą - mówił po spektaklu Mikołaj Grabowski. - Znaleźliśmy mankamenty i usuniemy je. Jedno jest pewne. Spektakl rzeczycki będzie niezwykłym i jedynym w swoim rodzaju naszym doświadczeniem artystycznym!

W piątek, 19 marca był już spektakl premierowy. Grabowski wprowadził korekty. Było je widać, jeśli ktoś miał okazję albo możliwość oglądać obydwa przedstawienia. To także doświadczenie niezwykłe. W piątek był spektakl dla widowni „premierowej”, specjalnie zaproszonej, i - powszechnym zdaniem aktorskim - nie było już takiego aplauzu i kontaktu jak dzień wcześniej. Za to był m.in. zaproszony na oglądanie spektaklu biskup diecezji łowickiej Andrzej Dziuba.

Źródło: Tomaszowski Informator Tygodniowy

Marek Miziak: - Wyjaśnijmy może na wstępie, jaki teatr „firmuje” to przedstawienie „Opisu obyczajów”. Pierwszy wystawiał krakowski teatr STU, drugi - Teatr Stary, również w Krakowie, trzeci natomiast wystawia teatr IMKA z Warszawy. Tak przynajmniej wynika z plakatów, choć z poprzedniego naszego spotkania wynikała całkiem inna nazwa…

Mikołaj Grabowski: - Teatr jest ten sam, choć nazwa istotnie inna. Miał się nazywać Plica Polonica, czyli Kołtun Polski, i nazwa wynikała z tej właśnie sztuki, którą teatr inauguruje swoją działalność. Ale po przemyśleniach doszliśmy do wniosku, że zbyt mocno i jednoznacznie określałaby repertuar teatru, więc od niej odstąpiliśmy. Jest IMKA i taka nazwa znalazła się na afiszu zapowiadającym rzeczycką premierę sztuki „O północy przybyłem do Widawy, czyli Opis obyczajów III” według Jędrzeja Kitowicza.

- Dodajmy, że jest pan autorem adaptacji, reżyserem, scenografem. Gra pan jedną z wiodących ról. Podobnie było z poprzednimi adaptacjami. W październiku 2004 roku, gdy obchodzono tu uroczyście 200. rocznicę śmierci najsławniejszego mieszkańca Rzeczycy, proboszcza Kitowicza, wasz „Opis obyczajów” był największym wydarzeniem.

- Pierwsza sztuka, w oparciu o niezwykłe w swojej sile wyrazu teksty księdza Kitowicza, powstała już w 1990 roku. Graliśmy ją długo w Krakowie, a spektakl rzeczycki był właściwie ostatni w tym cyklu. 14 lat czekaliśmy na chwilę, żeby zagrać te teksty tu, w Rzeczycy, gdzie przed dwoma wiekami zostały napisane. To było duże przeżycie dla aktorów, gdy mogli niemal namacalnie poczuć ducha miejsca. Nic dziwnego, że Rzeczyca teraz powróciła. Przywiódł nas tu w jakimś stopniu duch miejsca naznaczonego obecnością niezwykłego księdza, ale też chęć spłaty jakiegoś długu wobec tego miejsca, gdzie żył i pracował Jędrzej Kitowicz - pisarz, historyk, „pleban prowincjonalny, saski Szekspir z Rzeczycy”.

- Pleban prowincjonalny urzekł pana na dłużej. Już wtedy, na początku lat dziewięćdziesiątych, zapowiadał pan, że będzie to cały cykl, który będzie trwał tak długo, aż wyczerpie się interesujący materiał autora.

- Te słowa tkwiły we mnie, każąc myśleć nad kolejnym „Opisem”, bo materiał autora, do którego od czasu do czasu wracałem, kusił swoją mądrością, pięknem i śmiesznością. Czasem straszył i przerażał wnikliwością obserwacji, bo ksiądz Kitowicz, który, choć starał się jak mógł tylko opisywać obyczaje, dramat tamtych czasów przeżywał namiętnie.
W tym spektaklu postanowiłem zderzyć namiętności Jędrzeja Kitowicza, (wspomagając się trochę Henrykiem Rzewuskim i fragmentami jego „Pamiątek Soplicy”) z relacjami obcokrajowców zwiedzających nasz kraj w czasach stanisławowskich. Te dwa ścierające się punkty widzenia w stosunku do Polski i natury Polaka są kanwą tego spektaklu.
Z tego sporu wynika wiele - gorycz, śmiech, przerażenie, ból, czułość, głupota, niedorzeczność, mądrość, tkliwość, bo to wszystko toczy ze sobą nieustanny bój. W Polsce wczoraj i dziś.

- Rzeczycką premierę sztuki wyznaczono na 19 marca, ale dzień wcześniej ujrzała światło dzienne, może raczej reflektorowe, w dojrzałej właściwie formie. To był pokaz przedpremierowy?

- To była otwarta, specjalnie dla rzeczyckiej publiczności, próba generalna, ze wszystkimi konsekwencjami spektaklu.

- Jak więc ocenia pan efekt tej próby z udziałem widowni?

- To zawsze jest bardzo ważne, takie pierwsze spotkanie z publicznością spektaklu, który jest niemal w pełni zrealizowany. Ale próba jest zawsze próbą. Pewne elementy można jeszcze zmienić. I ten pierwszy spektakl ujawnił pewne braki. Może nie w pełni dostrzegane przez publiczność, bo jesteśmy bardzo zadowoleni z tego, jak ten spektakl został przyjęty tutaj, przez mieszkańców Rzeczycy. I nie kwalifikując w żaden sposób widzów, chcę powiedzieć, że publiczność rzeczycka złapała kontakt z tym przedstawieniem w sposób nadzwyczajny. I grało nam się ten spektakl rewelacyjnie. Jeśli mamy jakiekolwiek pretensje, to tylko do siebie samych.

- Były podczas przedstawienia momenty bardzo różnych reakcji widowni. Od śmiechu, przez brawa, do dialogu z aktorami włącznie. To zamierzony efekt reżyserski czy specyfika publiczności?

- W tym przypadku i jedno, i drugie. Ten spektakl w swoim zamierzeniu ma funkcjonować na granicy powagi i śmieszności. Stąd reakcje śmiechu są reakcjami właściwymi, bo tekst tego spektaklu jest tak mocny, że nie sposób odbierać go wyłącznie poważnie. Konfrontacja tekstu z publicznością sprawia, że na widowni wybucha śmiech.

- Ale w tym przypadku oprócz śmiechu zdarzały się komentarze i dopowiedzenia. Przeszkadzały, czy pomagały w grze?

- Komentarze były tyle istotne, co zaskakujące, bo w niektórych momentach antycypowały tekst sztuki, jej bieg. To znaczy, że publiczność rzeczycka, jej przedstawiciele, z którymi podczas spektaklu znalazłem się nagle bardzo blisko, komentowała i uzupełniała spektakl tak, że w gruncie rzeczy odbierała mi tekst, który miał paść za kilka minut. Jakby wyprzedzała moją myśl. Ale nie ma mowy o przeszkadzaniu. Stąd wypływa jedynie wniosek, że publiczność swobodnie nadążała za spektaklem. Współistniała z nim. To jest najlepsza rzecz dla teatru, aktorów, spektaklu, jeśli publiczność i aktorzy są w tym samym miejscu. A tak było właśnie podczas tej próby generalnej. Mam tylko cichą nadzieję, że podobnie będzie podczas premiery w innych miejscach, gdzie będziemy tę sztukę grali. Z tego samego źródła wywodziły się pewne elementy aktorskiej improwizacji. Zwłaszcza w scenie z kometą, gdzie pojawiają się reminiscencje sytuacji i zagrożeń nawiązujące do współczesności, do niedawnej przeszłości, którą znamy, groźby kolejnej wojny, gdy ludzie wykupywali cukier, sól, chowali po piwnicach. Sytuacja, że znowu się trzeba przygotować na głód, na poniewierkę, tkwi w polskim narodzie cały czas. „Kochana Polsko, złota Polsko, jakże cię nie żałować….”

- Rozumiem, że „Opis obyczajów” i Kitowicz zajęli panu czas w ostatnim okresie. Ale przecież pracuje pan w krakowskim Teatrze Starym. Nad czym aktualnie?

- W Starym pracuję obecnie nad Chopinem, pewnie nieco z racji rocznicy urodzin mistrza. To jest tekst nazwany roboczo „Chopin kontra Chopin”. Scenariusz jest robiony z listów Chopina do różnych odbiorców i z listów napisanych do niego. Myślę, że ten tekst i przyszły spektakl oparty o niego znacząco poszerzą optykę spojrzenia na tego wielkiego mistrza. Mam nadzieje, że uda się w czerwcu zrobić premierę tego spektaklu.

- Dziękuję za rozmowę.

Źródło: Tomaszowski Informator Tygodniowy

Fundacja
Centrum ks. Jędrzeja Kitowicza
97-220 Rzeczyca,
ul. ks. Jędrzeja Kitowicza 17
tel.: (+48) 44 710 51 25
e-mail: fundacja@kitowicz.pl
KRS: 0000623207

Konto bankowe:
Bank Pekao SA
03 1240 1545 1111 0010 7455 6473

DRUK PRZELEWU